Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/134

Ta strona została przepisana.
VI.
OJCIEC PAVIANI WPLATA NOWE NICI W TKANINĘ I KIWA GŁOWĄ, MIAST UŻYĆ PEWNEGO, NIESTOSOWNEGO SŁOWA.

Najbliższe tygodnie upłynęły na gorączkowej pracy, która wrzała przy stołach kostjumera na poddaszu.
Betty, pochylona nad rysunkiem, nakłuwała starannie igłą linje ołówkiem kreślone i wydawała na wszystkie strony rozkazy. Nieustanna działalność była potrzebą jej małej, oschłej duszy i doznała teraz ulgi po bezczynności, w której przetrwała czas ostatni. Poweselała, ożyła i wolą swą podniecała innych.
Promienie słońca padały przez pochyłe okna poddasza na rozpalony do żaru, blaszany kominek, jasno błękitne, klejową farbą pociągnięte ściany z desek i przeróżne materje wykończonych napoły strojów, które jaskrawiejąc wszystkiemi barwami, leżały po stołach i stołkach. Sam Almerini i obie dziewczęta w czerni uwijali się w tem niskiem mieszkaniu, pośród orszaku najemnych szwaczek.
Ojciec Paviani przychodził teraz często, dowiadywał się i okazywał jaknajżywsze zainteresowanie. Raz nawet przyprowadził pewną liczbę młodszych