Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/135

Ta strona została przepisana.

księży. Toteż nie zdziwiło nikogo, gdy pewnego, dżdżystego dnia przybył wcześniej niż zwykle i to sam jeden.
Skinął uprzejmie głową, położył na stole płaski kapelusz i siadł na wolnem krześle, opierając brodę o gałkę laski. Przez chwilę mówił o tem, że ciepło i pokazały się pierwsze fiołki. Potem atoli przybrał tajemniczą minę i zniżył głos, tak by nie słyszały najemne szwaczki.
— Po całem mieście chodzą wieści o waszym obchodzie karnawałowym i domyślają się różni ludzie, że poza temi kostjumami tkwi myśl ukryta. Radbym bardzo dowiedzieć się, czy myśl tę należycie zrozumiałem.
Almerini rozwinął paczkę małych chorągiewek trójzębnych z białego płótna. Pośrodku. każdej wymalowany był wielki, ciemno czerwony kwiat. Wskazując nań, powiedział:
— Oto myśl, ojcze dobrodzieju. Kwiat ten nie rośnie w zbożu, przez nikogo nie jest uznany za pożyteczny, ale gasi wszystkie swą pięknością.
Ksiądz skinął zadumany, a Almerini mówił dalej, gładząc chorągiewki dłonią:
— Kiedy dałem Hansowi Alienusowi pomysł tego obchodu, uradziliśmy, że bezpośrednio za korowodem karnawałowym ma się posuwać wielki, okryty gałęźmi wóz z setkami takich chorągiewek. Ktokolwiek z pośród widzów sprzyja tej myśli, będzie miał prawo chwycić jedną taką chorągiewkę i przyłączyć się do naszego orszaku. Kto zaś nie sprzyja tej myśli, może, jeśli chce, powiewać chustką w stronę lalki tekturowej, wyobrażającej ducha epoki. Jest to mój pomysł...