Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/136

Ta strona została przepisana.

— Ależ nie! — wtrąciła Betty kańciasto. — Wszakże Hans Alienus wszystko obmyślił i dał rysunki.
— Może być! Wszystko razem jednak nie odpowiada twemu gustowi, Betty!
— Dotrzymuję tego, com przyrzekła i pomagam w przygotowaniach. Ale podczas samego obchodu zostanę w domu. Nie chcę stać na ulicy i gapić się na tego rodzaju błazeństwo!
Ksiądz drgnął, a oczy mu zabłysły.
— Sądzę — rzekł żywo, ale jeszcze ciszej, niż poprzód — że Kościół, który tyle uczynił ku czci Boga i Madonny, oraz tak bardzo rozwinął ludzką cześć dla piękna, mógłby się posłużyć tym obchodem, a pogląd ten, mówiąc w zaufaniu, podziela i aprobuje pewna osobistość tak wysoko stojąca, że nie śmiem dać bliższych wyjaśnień. Pewna ilość przebranych, młodych księży i kleryków mogłaby otoczyć wóz i rozebrać chorągiewki. Wszystko razem mogłoby się stać czemś w rodzaju politycznej demonstracji na rzecz Stolicy świętej, która doznała tylu krzywd w ostatnich czasach.
— Hans Alienus nie miał, sądzę, tego celu! — odparł Almerini w zadumie. — Sprawy polityczne obchodzą nas bardzo mało.
— Nie przeszkadza nam to wcale do przeprowadzenia własnych planów. Ma zamiar skłonić cały nasz, słoneczny Rzym do urągliwego wyszydzenia ducha epoki i złożenia hołdu fladze piwonii. Możemy mu w tem po części dopomóc. Któż nie czytał trochę o antyku? Uczynił to nawet niemiecki uczony.
— Ojcze, czytałeś pan o antyku, ale Hans Alienus jest sam antykiem, a to wielka różnica.