Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/146

Ta strona została przepisana.

zawsze, wracając późno od roboty. Ale nie byłam w stanie. Wydawało mi się, że nie potrafię mówić głosem naturalnym, postanowiłam odłożyć wszystko do następnego dnia i rozmówić się z nią szczerze. Musi nastąpić przecież to, co nieuniknione!
Włożył pierścionek do pudełka i schował je w kieszeń, nie wiedząc, co czynią jego ręce.
— A potem zasnęłaś? — spytał.
— Nie. Po chwili Giggja zaczęła mówić. Powiedziała, że przez cały wieczór leżała bezsennie i dumała, czemu nie przychodzisz. Dodała, że ją uspokaja rozmowa z tak dobrą, jak ja przyjaciółką. Drżałam tak, że nie mogłam zawiesić zegarka na gwożdziu, choć wiem dobrze, gdzie jest, położyłam go tedy na stoliczku nocnym. Ta bolesna rzecz, przed którą się cofnęłam, nie chciała czekać do jutra. Ale za żadną cenę nie chciałam, by nastąpiła zaraz. Dlatego powiedziałam wykrętnie, że nie wiem, czemu nie bywasz i że nie nie wiem o tobie. A wiedziałam dobrze, czemu tak jest.
— Na tem skończyłyście?
— O nie! Zacząwszy ją raz podchodzić i zauważywszy, że mi idzie tak łatwo, a brzmi prawdopodobnie i rozsądnie, po kilku minutach postanowiłam zostawić wszystko po staremu i grać dalej komedię. Dopiero teraz jednak spostrzegłam mą obłudę i fałsz. Nie zarzucałam sobie kokieterji poza jej plecami, ale pewna swego jednak nie byłam. Bawiłam się trochę ogniem, lubowałam tem, nie mogąc atoli znieść hańby wyznania. Gdym legła, powiedziała, że miło jej być chorą i leżeć w łóżku. Wszystko ją bawi. Rano wyznała, że raduje się mogąc wstać. A wieczorem wyznała, z jaką przyjemnością kładzie się. Gdyby nie