Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/150

Ta strona została przepisana.

Patrzył na nią długo, a potem wyszedł.
Zostawszy sama, zapaliła zaraz obie świece na „warsztacie” i siadła, z nieskończoną robotą na kolanach. Ale nie mogła znaleźć igły, mimo że leżała przed nią na stole. Owładnął nią niepowstrzymany płacz, gdy zaś po chwili usłyszała skrzyp drzwi wchodowych, świadczący, że Almerini wraca, rozerwała duży kawał szwu, by się zdawało, że go źle wykonała i musi poprawić.
Ujrzawszy przez dziurkę od klucza światło, wszedł
Był we fraku i miał powalaną koszulę. Na czole, białem jak ściana, widniały czerwone plamy. Widać było, że ma perukę, gdyż włosy leżały krzywo. Zauważył to sam, spróbował podsunąć oburącz w górę, ale peruka przekręciła się bardziej jeszcze w prawo.
Zaczął mówić przychlebnie.
— Ha... co widzę... nasza mała siedzi jeszcze przy robocie, choć tak późno!
Elena skinęła, podkreślając ile tylko mogła zniecierpliwienie i usiłowała obrócić się tak, by cień padł na jej twarz. Rozerwała przytem z trzaskiem jeszcze jeden szew.
Pochylił się, by ją wziąć pod brodę, ale ręką sięgnął w próżnię. Poznała, że jest podpity.
Uderzała nożyczkami po stole, broniła się, wreszcie skoczyła z krzesła. Podszedł ku niej kilka kroków, chwiejąc się nieco. Potem stanął i skrzyżował ramiona.
— Nie należy — powiedział — mijać nakrytego stołu, nie skosztowawszy najlepszych potraw. Nie powinno się spoczywać w ogrodzie, nie zrywając najwonniejszego kwiatu. W ostatniej jeszcze godzinie świadomości przyjdzie nam żal i spytamy: — Czemużto