Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Zostawił na fotelu w salonie list, z doniesieniem, że jedzie do bogatego kuzyna, do Australji. Ale to tylko biedny szewc. Całe to bogactwo jest, wiedz o tem, jeno wytworem fantazji!
— Podejrzywam to... ale wyobraź sobie tylko, żeś bogaty, a będziesz bogaczem.
— Przez rok przeszło, ciągle pożyczał ode mnie. Utrzymywałem całą rodzinę. Teraz wyjechał i jak pisze, spłaci z własnej pracy dług, poczem ożeni się z Eleną. Czyż on jednak zdolny jest pracować? W liście pełno frazesów o honorze i wielkej jego energii... ale znam go dobrze. Idź w góry i wygłaszaj pasterzom kóz kazania o twem błogiem próżnowaniu, dla nas na nic taka nauka! Nie ma ona nawet dla ciebie samego wartości.
Z pracowni doleciał silny, swobodny głos Betty, a Jason skrzywił się.
— To Betty! — powiedział. — Spostrzegłem ją w ulicy, ale wyminąłem, chcąc z tobą pomówić spokojnie. Jest to dzielna dziewczyna i ona jedna w całym domu nie straciła głowy. Cóż jednak robi tutaj w tej chwili?
Hans okrył się coprędzej płaszczem i przewiązał w pasie sznurem, potem zaś przeszedł wraz z Jasonem do drugiego pokoju.
Betty stała oparta o stół, wodząc końcem parasolki po dywanie. Gdy weszli, podniosła wskazujący i środkowy palec.
— Myślałam, że skończy się to źle, ale nie sądziłam, by doszło aż do tego!
Hans nie odpowiadał, ona zaś spuściła rękę i podjęła:
— Elena wymknęła się wczesnym rankiem z pokoju Giggji i przyszła do mnie. Dotąd leży na sofie