Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/157

Ta strona została przepisana.

w ataku płaczu. Musisz iść zemną coprędzej. Nie sądzę nikogo, a jeśli mogę się przydać na coś, to uczynię to chętnie. Nie wiem, ale wydaje mi się, że bez żadnego powodu wywołaliście burzę.
— To samo i ja czuję! — odparł Hans. — Jeśli ktoś pocałuje w kościele młodą Włoszkę, a potem, przypadkiem, w drugim kościele pocałuje jej kuzynkę, to czyż mają wszyscy troje zaraz popadać w rozpacz? Czyż nie mogą mówić o tem swobodnie, radując się młodością i czując wdzięczność dla życia? Wyobraź sobie Sardanapala, któremu by ktoś powiedział, że za każdem pocałowaniem nowej kobiety ma odczuwać nieszczęście.
— Hans Alienus jest o tyle wieków starszym od Sardanapala, że nie znosi szubrawej miłości podwójnej. Sam wiesz dobrze, że ostatecznie... jedna... cię tylko posiadła, nie zaś dwie. Radabym tylko wiedzieć, czy miłość twa, dla tej, jednej jest tak gorąca i głęboka, oraz groźna i niszczycielska, jak lawina.
Hans milczał.
— Widzisz! — powiedziała Betty. — Dlatego też sądzę, że robicie więcej zamieszania, niż potrzeba. Wszystko jest przecież tak szare i powszednie.
— Nie żądaj od małych ludzi dziewiętnastego wieku uczuć przypominających lawinę. Dlatego jednak właśnie, że życie wiedziemy mdłe i szare, spostrzegamy małe troski i rozdymamy je do wielkich rozmiarów. Cierpienia fizyczne są dużo straszniejsze, niźli to przyznajemy i dlatego skrywamy je, a miast nich wysuwamy naprzód duchowe, które nas bawią i dają pewną przyjemność. Jest to przyprawa korzenna, poszukiwana przez natury wyrafinowane. Prześcigamy się w tem, by zdobyć największą troskę,