Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/179

Ta strona została przepisana.

śniami kościelnemi i świeckiemi. Czarne tancerki tunetańskie siedziały ze skrzyżowanemi nogami wokoło głowy Minerwy, dzieląc słodycze, chwiały się w biodrach do taktu i klaskały w dłonie. W dali, w sala degli animali wygrywała inna grupa muzykantów, w szarych filcowych kapeluszach. Policzki ich lśniły, a nogi wybijały takt. Wystawiali mosiężne trąby za okna, by złagodzić dźwięki, mimo to jednak zbudzone ze snu echa huczały przeraźliwie po galerjach. Sandały usługujących mnichów klekotały po posadzce, fletnie rzucały piski, a znudzone siedzeniem dzieci biegały ze swemi lirami pomiędzy posągi, śmiejąc się i bawiąc. Z wielu spadła kudłata, psia skóra i wlokła się, zaczepiona jeno u pasa, tak że były zupełnie nagie i jeno różową barwą ciała różniły się od rzeźbionych postaci.
Wszyscy sławili wymownie Ojca Świętego, a zbiorowy ten hołd przenikał rozgwar, jak akord organów. Była to lśniąca klamra, łącząca przeszłość z tem, co przyjść miało, a chociaż miała kształt krzyża, to jednak przywołano na ziemię Minerwę i Wenus, by ją zamknęły. Ludzki instynkt piękna został uwieńczony i odtąd ocaleni przez Kościół od zatraty, marmurowi jeńcy żyć mieli i ruszyć z radosnym rozgwarem w świat, by go zaludnić.
Wesołość rosła, a smolne pochodnie barwiły niebo, tak że łuna szła po całej Kampanii, aż do morza. Ojciec święty, spożywszy wieczerzę, jak zawsze sam jeden, wstał, odmówił modlitwę, potem zaś wezwał do siebie dzwonkiem kilka osób z przedpokoju. Gdy weszli, wydało im się, że widzą nimb nad głową tego, białowłosego człowieka, o wesołych oczach i mądrej twarzy, który stał w świetle woskowych świec, oparty