A Rzym nasz święty, kto się nim zachwyca?
Mówię co widzę. To jest cyrk Barnuma,
Jarmark dzieł sztuki, maskarad stolica.
Reklamą świata roztrąbiony strasznie...
Lecz, choćby nie wiem jak był słynny, szczerze,
Nas, ludzi serjo wszystko to nie bierze.
Mój w aksamity strojny przyjacielu,
Minęła dawnych entuzjastów moda,
Wielbić antyki dziś już niema celu,
Nikt ich nie rzeźbi, bo marmuru szkoda.
Czas nasz zamieni ochotnie paletę
Na chleb z wędzonką i łyk dobry piwa,
Każdy śpi, syna płodzi, robi fetę,
To jest ta chwila bieżąca i żywa.
Księżyc, co świeci nad Montefalkonem
Ujawnia nędzę ludności i kraju,
To też szyderstwem lice ma skrzywione...
Cóż po wawrzynach na wielmożów skroni
I tych, co dzieła stworzyli olbrzymie,
Gdy jeść co niema Włoch w przesławnym Rzymie.
Ród konający gałgankiem się cieszy,
Purpurą nędzy okrywa zazdrośnie,
A w gruncie rzeczy jest plebejem jeno,
Chłopem u pługa, zmarniałym dynastą!
To się ukrywa pod gestem i weną,
Tem kraj jest dzisiaj i cezarów miasto.
———————————
Artysta puszczał wielkie kłęby dymu
I milczał w chmury zatopiony cienie.
— Cóż pan chcesz, — rzecze po chwili — od Rzymu?
Wszak jest to jeno „wczoraj”, to wspomnienie!
Wierz nie wierz, ale to jeno widziadła!
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/187
Ta strona została przepisana.