Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Patrzno uważnie... wszedł teraz gość nowy,
Rzucił na stolik kapelusz paljowy
Duch Torwaldsena siadł tam u zwierciadła.
W około duchy, w poświacie księżyca,
Widna tam stoi papieży kaplica.
To też widziadło, dlatego się dziwię,
Czemu pięściami łomocesz po lirze
I pieśni nowe wygrywasz bez celu
Czarom minionym, mocno, a fałszywie.
———————————
Ha... ha, fantastą jesteś przyjacielu!
Zawołał Niemiec — zowiesz mnie prostakiem,
Papa mnie uczcił również mianem takiem!
Zaprawdę, chociaż genjusz twój niewielki
— Masz jednak serce wewnątrz kamizelki
I godnyś, by cię przykuto do progu
Świętego Piotra, byś po lat tysiącu
Jeszcze świadectwo dawał swemu Bogu.
Ja widzę jeno trupy w Watykanie,
Apollo szczerzy swe bezmyślne oczy,
Jakby się dziwił temu podziwowi,
Co podziwiaczy ciasne pałki mroczy
I czeka, czyli czasem ktoś nie powie:
Jakiż szkaradny jest ten ckliwy chłystek...
———————————
— Nie... nie, — rzekł drugi — podejdź kiedy nocą
Pod gmach piotrowy... a usłyszysz skargę,
Co niby fala opada i wzbiera...
To duchy z żalu skrzydłami łopocą,
Szepcąc: Tu mieszka ten Rzym, co umiera.