Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Z wszelką się cudnie zapoznał nauką.
Śmiał się, składając do gwizdania wargi,
Bo chętnie gwizdał msze, co były w modzie,
Drwił z domu ojca na śniegu i lodzie,
Uprawiał sporty, nie bacząc czy drogi,
Cudem nie złamał ni ręki, ni nogi,
Lecz wiedzy ścisłej... nie lubił ni trocha.
Dość było wiedzy, że matka go kocha,
Dość strof celniejszych z utworów klasycznych,
Dość kilku nazwisk świetnych, a nie licznych,
Dość tego było. Protekcja Kościoła,
I bujność życia i miłość, co woła,
I smaczne zawsze ponad wyraz jadło,
Stało za wszystko. Znał wszystko, co padło!
Z młodym paterkiem wygrywał duety,
Aż wszyscy wkoło zatykali uszy,
Hans słuchu nie miał, tak było... niestety,
Ale grał ostro i to z całej duszy.
Wszystkie na pamięć znał modne opery,
Lecz z każdej jeno może takty cztery.
Czasem pytała słodko droga matka,
Przysuta mąką, niby jakiś młyn,
Czemby chciał zostać, swojego gagatka...
— Wybrańcem szczęścia! — odpowiadał syn.
———————————
O Szwecji tutaj nie mówiono wcale,
Chyba wzgardliwie. — Nie będziesz na progu
Ojcowskim żebrał, synku, dzięki Bogu! —
Mówiła matka i dodała: — Ale,
Powiedzże, Janku, pomyśl odrobinę,
Z samego względu na twoją rodzinę,
Na złe języki, honor i tam dalej,...
Czem będziesz kiedyś?... Teraz baw się, szalej,