Lecz ciągle zbacza od szczytnego celu.
Doskonałości nie dosięga progu
I nie wliczony jest do gwiazd niewielu,
Na których mieszkać podoba się Bogu.
Dionizos, nie bardzo tem ździwiony, szepnął żartobliwie w uszko Chrystuska:
— Zaprawdę zawsze już są ludzie tacy,
Choćby jak bogi siedzieli na tronie,
Że zawsze niechęć, złość, przy całej pracy,
Z myśli im tryska i ze serca wionie.
Przyganiać Stwórcy ciągle są gotowi,
Klną ziemię, miasto kochać ją jak trzeba,
Toteż wyruszę tam z naszego nieba,
Wasala bardzo rychło uspokoję,
Ziemskość boskością napełnię po brzegi
I pewny jestem, że choć nie zezwolił,
Ojciec pochwali przedsięwzięcie moje.
Po tych zuchowatych słowach, ulubieniec ludzi i bogów opuścił chyłkiem brata i chociaż droga do ziemi była daleka, szybko ją przebył ten syn boży.... Niebawem usłyszał łoskot młotów i trzaskanie biczów. Był to kamieniołom nad Nilem. Padały olbrzymie głazy. Ujrzał morze Sydonu, żółtemi pokryte żaglami. Zobaczył pochody wielce wojowniczych plemion, ciągnących przez dziewicze lasy, oraz królów barbarzyńskich na bogatych, zaprzężonych wołami wozach. Tuż przed sobą spostrzegł w zamrozie lodów, Tulę, podobną do ośnieżonej, wzdętej wichrem czapeczki. Wokoło jego głowy krążyły ptaki ziemi, o wspaniałem wielobarwnem upierzeniu. Różowo pałała chmurka, podobna flamingowi. Ogarnięty radością młody, piękny bóg zstąpił do plemienia pasterskiego. Na głowę