Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Ale choć piękny byłbyś, jako Wenus,
Cóż to za godność, samo: Hans Alienus?
Musi być jakaś inna prezentacja!
— Racja, mameczko! — odparł — Wielka racja!
— Ale się nie troszcz tem, o moja śliczna!
— Chociaż karjera ma nie polityczna,
— Osiągnę tytuł nad książęta, króle,
— Bogacze, z mieniem zamkniętem w szkatule!
— Wiedz, mamo, iże twój Alienus Jan
— Będzie miał szczytny tytuł: wielki pan!
———————————
Długo się wahał nad wyborem stanu,
Lecz dokazały duchowieństwa wpływy,
Że w bibljotece dostał Watykanu
Miejsce, ten młodzian ponad miarę żywy.
Tu nowa karta życia się rozwarła,
Choć ledwo skończył dwadzieścia dwa lata,
Mógł, przy poparciu, wnet dojść do prałata.
Przyjął, gdyż musiał... matka nagle... zmarła!
Odtąd żył cichy, często zadumany
Tą zmianą losu, czy zajęty wiedzą,
Ale go rwały moce, co w nim siedzą,
I w onych chwilach płatał takie żarty,
Że w całem mieście drżały domów ściany
I głowy z piekła wychylały czarty.
Wiodło w nim walkę słońce Włoch z zamrozem,
Matka i ojciec wciąż walczyli w Hansie.
Często był w wozie, a zaraz pod wozem,
Życie nim rwało kwadrans po kwadransie.
I oto, drodzy przyjaciele moi,
Patrzcie, co ślepy los chwilami broi!
Kiedy wyboru zapadała szansa,
Komu powierzyć rzeźbienie „człowieka.