Z mnóstwem kapłanów, chorągwi i dzwonów,
A wszyscy jednym wciąż głosem wołali:
Chrystus zmartwychwstał! Port leżał w oddali.
Pireus, lśniący światełek tysiącem,
Z domów, ołtarzy, leżał, niby wieniec
Na trumnie Grecji....
Gdy zapłacił sternika, dobywszy groszy ze skórzanego worka, wyjął on z świątecznego, obcisłego, haftowanego kaftana światełko barwione purpurą. Dał mu je. Potem ruszył dalej, wołając: Chrystus zmartwychwstał! Czółno jego znikło w falach i pianie. Przy mdłym blasku tego światełka ujrzeliśmy marmurowy posąg Wenery, opakowany słomą i skrępowany linami. Wyglądała jak trup kobiety, jak piękna niewolnica, bezradna i naga, związana przez piratów i porwana. Wówczas pożądałeś wina i pląsów. Dziś niech nam steward poda, co ma najlepszego! Trzeba nam wina z Chios i tamburynu, bo... wszak widzicie, światełko nasze wielkanocne świeci bezwstydnie nagiemu ciału Wenery, pozbawionej osłony pogance. Wynurzyła się ona z gruzu zapomnienia, na świadectwo mężczyznom i kobietom ziemi, by zostać na nowo najwyższą z bogiń.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
A morze śpiewało poświstem burzy w masztach i rejach, a krople wody migały po powietrzu, jak chmary złotych muszek:
— Wenus nasza umarła,
Wylejcie w wodę wino,
Rozbijcie tamburino,
Pogaństwa śmierć już starła.
Faun młody był w tych czasach,
Kiedy hulał po lasach,