Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Na dnie puharu, głos zaś brzmi radośnie,
Jak skóra bębna, wkoło radość rośnie,
Młodzież się garnie, tego pragnąc jeno,
By mówił dalej bez końca, bez końca.
A on chce odejść kędyś, w dziwne dale,
Nie bacząc uczuć, jakie budzi, wcale,
Niby kłąb dymu, co ledwo zrodzony,
Zaraz na wszystkie rozlata się strony,
Pójdzie i zniknie, jak ludzie bezdomni,
A w obcym kraju, rychło nas zapomni.
Zapomni dłoni, która mu tak mile
Przy miękkiem łożu stawiała nargile,
Wszystko zatonie w niepamięci fali,
A serce jego nam się nie użali.

Zbudzony śpiewem kobiet, wyrył Hans Alienus na lasce pątniczej słowa: Złożyłem ślub! — Potem obdarzył hojnie gromadkę pięknych dziewcząt i rzekł:

— O biedne córy świata, który minął,
Którego moje nie tknęły sandały...
Idę w kraj cieniów, co darmo zaginął
Ja, syn tych czasów, co przesyt wydały.
Wszelaka radość, którą dotąd pito,
I wszystkie lampy, co do dzisiaj tliły,
Będą mi w grobach na nowo świeciły,
A wszystkie sistry, skryte w pajęczynę,
Będą mi grały, gdy już „dzisiaj“ minę.
Otworzą mi się bramy miast i grodów,
Które zapadły dawno pod murawę,
Dawno przebrzmiałą rozpocznę zabawę,
Puhary stare znów napełni wino,
Skarby się dla mnie dawne rozpowiną,