Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/23

Ta strona została przepisana.

Hej... jasnowidzu nocny, towarzyszu,
Mocarny wiarą i bez plamy zdrady,
Który spokojny, jako grecki Jowisz,
Radosne chwile w fali życia łowisz,
Wiedz, iże wszystko, co umysł człowieka
Wymyśli, z dymem, zanim baśń skończona,
Ponad dachami, w bezmiary ucieka...
Życie, to dziwna flasza czarodzieja,
Co ma dwa płyny, i wino i wodę...
Dziś, pijmy tedy, śnione jutro młode,
A każdej chwili niech świeci nadzieja!

Alienus usłyszał, że osoba śpiewająca wchodzi po schodach i naciska klamkę. Weszła, podtrzymując twarz chudą dłonią, i zbliżyła się doń, on jednak obrócił się do niej obojętnie plecami. Dopiero pod koniec pijatyki, o świtaniu, spytał towarzysza siedzącego przy kuflu:

— Widziałżeś może tę dziwną kobietę?
Oto tam stoi w ciemności, na progu.
Spójrz, idzie ku nam, zbliża się powoli,
Łyskając strasznie, niby obłąkaniec,
Brzemieniem ciężą widać na niej lata,
Po zwiędłych plecach włos ma rozrzucony,
Na karku sterczy szczątek pióra pawia,
W jaskrawą szatę spełzłą przyodziana,
A motłoch patrzy na ten przystrój cały,
Kiedy na placu targowym zasiada
I roni żale, z bólu się spowiada
I miłosierdzia żebrze od hołoty.
Niecierpię w duszy tej wielkiej obłudy,
Najgorsze bowiem są cierpienia brudy.