Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Po lewej sakwa zawieszona spływa,
Oraz cynowy kubek z resztką piwa.
Niby pokorna, a lada skinienia
Chce, by słuchano... Ot tam, patrzy z cienia...
Wstań! Jest przy tobie, a w obręczach błyska,
Na jej ramionach zarzewie ogniska,
Jak słońce świeci... choć napół przytomnie...
Słuchaj! Zaczyna teraz mówić do mnie!

Towarzysz zaśmiał się i zawołał: — Do licha, Hans! Wszyscy cię wyśmieją! Nie widzę ni śladu widma! Widzę jeno, że pociągnąłeś jeden haust nad miarę, ku czci swych bogów. Chwyć tedy pustą szklanicę i ciśnij spokojnie wiedźmie w nos. — Stała w mdłych blaskach dogasającego ogniska, on zaś pił jej słowa, ją jeno słysząc pośród szaleńczych śmie chów, hałasów i nawoływań biesiadujących.

— Chcesz szczęścia, biedny, naiwny człowiecze?
Sądzisz, że szczęście bierze się przemocą?
Dam świniarkowi, tobie ni okrucha,
Choć górnolotnie słowa twe migocą,
I sięgasz samych jakby wirchów ducha!
O, jakże marne jest to „dziś”, co ciecze,
Jednego boga uczcić jeno zdolne...
Budujesz sobie z pajęczyn i pierza
Ogromne gmachy, a potem na szczycie,
Kiedy urośnie pod obłoki wieża,
Głowę Kronidy kiedyś umieścicie,
Onego bożka uczty, co nastąpi.
Jestem boginią cierpień, co nie skąpi,
I grzbiet twój spłynie krwią pod moim biczem,