Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/242

Ta strona została przepisana.

ramiona mężczyzn, tak że krew spadała na mirtowe wieńce skulonych przy ziemi kobiet i ich uszminkowane twarze. Padło kilka wielbłądów, filarów tej brunatnej twierdzy, pociągając towarzyszy swych, wijąc się w skurczach śmiertelnych i tocząc wnętrzności z otwartych brzuchów.
W tej chwili zsiadł z dromadera jeden z jeźdźców pierwszego szeregu, uczynił trzydzieści kroków i zatknął lancę w piasek. Potem uczynił ponownie trzydzieści kroków, zatknął lancę drugą i jął chodzić pomiędzy temi dwoma znakami. Pod każdem ramieniem miał krótki miecz bojowy. Był przysadkowaty, tłusty, miał płaskie ręce i nogi, silne żyłkowane ramiona i wystający brzuch. Z pod naciśniętego nisko hełmu błyskały małe, kłujące niby igły oczy, a górną wargę pokrywała kruczo czarna, długa na cal szczecina. Biodra okrywała mu potargana lwia skóra, zresztą był nagi. Ile razy doszedł do bliższej lancy, machał mieczami i rzucał napadniętym szydercze obelgi. Gdy nikt nie odpowiadał, siadł wkońcu, skrzyżował nogi i zawołał: — Powiedźcie mi kto był ojcem moim i matką! Pasterz znalazł mnie w jaskini lwa. Czyż nikt z was nie słyszał imienia Tuklat-Nirgala? To imię znaczy: wiara w lwa sfinksa. Nigdy jeszcze nie wróciłem do pana mego z suchym, czystym mieczem! Czyż jesteście kramarze, że kryjecie się z towarami w warownię wielbłądzią? Niechże wódz wasz stanie ze mną do uczciwego pojedynku, jeśli nie chce zginąć pod kupą trupów waszych!
Hans Alienus ujęł gałęź palmową, utorował sobie drogę przez zwłoki zabitego wielbłąda i wyszedł na słońce, wraz ze świtą swych pawi, lwów i ciężko stąpających, kamiennych sfinksów.