Ustał deszcz strzał, a napastnicy, porażeni strachem, patrzyli na ów korowód dzikich bestyj i ptaków, jakby zbiegłych z królewskiego zwierzyńca. Zanim zdołali oprzytomnieć, lwy z wyciągniętemi poziomo ogonami podbiegły do parskających na ich widok wielbłądów nieprzyjacielskich, które rzuciły się w popłochu do ucieczki. Wiele z nich padło, inne porzucały jeźdźców, oraz bukłaki z wodą i mąką. Ogarnięci upojeniem zwycięstwa, wojownicy babilońscy i kobiety rzucali się na leżących, wyrywali im z za pasów siekiery, masakrując, odrębując głowy i trocząc te zmartwiałe w oczach i szczerzące usta, kudłate trofea do boków swych oswobodzonych wielbłądów, pomiędzy lśniące pakunki podróżne.
Sam jeden Tuklat-Nirgal nie ruszył się z miejsca. Siedział, otoczony groźną falangą, ale nikt nie miał odwagi zaatakować go. Przewracał ponuro oczy pod hełmem, mlaskał wargami, a w pobladłych dłoniach ściskał dalej dwa miecze.
Wówczas podał mu Hans Alienus woreczek skórzany, który otrzymał od Abu-Rasaka i rzekł:
— Mamy broń groźniejszą dużo od wszelkiego wojennego rynsztunku, jakiby mogli ukuć płatnerze Niniwy. Ale życie twe zostanie ocalone, bowiem niema zaprawdę nadmiaru ludzi tobie podobnych. Jak długo będziesz nosił na szyi ten woreczek, nie ulegając pokusie otwarcia go, będziesz mi przyjacielem.
Tuklat-Nirgal wstał i uścisnął zaraz dłoń nowego przyjaciela tak silnie, że Hans Alienus musiał zagryźć wargi, by nie krzyknąć z bólu.
Wokoło leżały stosy nagich, porąbanych i odartych z wszystkiego ciał. Niektórym pościągano skórę z głów, jako łup wojenny, a nawet tępe noże kobiet
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/243
Ta strona została przepisana.