Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Gdy podniósł oczy, wieża była pusta, ale spostrzegł w świetle wschodzącego słońca dwu jezdnych, którzy przywieźli i wręczyli mu odpowiedź Sardanapala.
Napisana była na płycie glinianej, zamkniętej w czarną, polerowaną szkatułkę. Na wieczku lśnił wizerunek bogini Istary z strzałami i łukiem, oraz przepaską czołową z masy perłowej.
Złamał pieczęcie i zaciekawiony odczytał tekst, pismem klinowem skreślony:
— Ja, Assur-bani-habal, którego twój język Sardanapalem zwie, król królów, do sługi mego, Hansa Alienusa. Pokój ze sługą moim.
Ze śmiechem widzę, iż tyle robisz awantur z powodu błahej sprawy miłosnej, ale pociąga mnie dziwaczne uzbrojenie twej armji. Powodowany znaną swą łaskawością, zapraszam cię w gościnę. Bramy miasta są otwarte. Celem wybadania cię, chcę porozmawiać z tobą, około południa, gdy się udam do chlewnika mego.
Gdy Hans Alienus przeczytał odpowiedź Sardanapala, zdjął hełm z głowy i zawołał:
— Na Assura! Sardanapal jest w istocie taki, jakim go sobie wyobrażałem. Posiada dar wielkiego ducha, umie się bawić. Ja sam pielgrzymuję przez tysiąclecia daremnie z miasta do miasta, by odzyskać zdrowie. Wszystko nadaremnie. Noszę w sobie chorobę nieuleczalną i skazany na zagładę włóczę się, jako cudzoziemiec, pomiędzy zdrowymi. Zagrzewam towarzyszy mych do zabawy, a sam iść w ich ślady nie mogę.