Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Jestem boginią pradawnego morza,
Z mych rąk, świat cały nie wyrwie się niczem!
Jam cię to siekła rózgą wówczas przecie,
Kiedyś się pocił, szukając z mozołem
Liter w dziecięcym, wielkim alfabecie.
Potem cię myśli otoczyłam kołem,
Tysiączne z książek czerpałam pojęcia,
W marzeń cię sennych zatopiłam fali.
Zbierz wszystko razem, od wieku dziecięcia,
A gdy całokształt taki się ustali,
Z ogromu tego moje wyjrzą rysy.
Jam wszędy. Siedzę u biesiadnej misy,
I śmierć mnie prosi za kumę w potrzebie,
Zawsze mnie ujrzysz, ciągle drwiącą z ciebie.

Alienus przetarł dłonią czoło, chcąc odpędzić zwid. — Czyż jestem najbardziej z wszystkich pijany? — szepnął. — Cóż znaczy ten ochrypły głos wiedźmy? Czegóż chcesz ode mnie, co zamierzasz, poczwaro? Ale widziadło stało dalej wśród zgiełku, z ramionami splecionemi na zwiędłej piersi.

— Tyś nie pijany, inni są pijani,
Trunek przysłania spojrzenie człowieka,
Wychylże szklankę, wychyl jedną jeszcze,
Zniknę ci z oczu, jak sen co ucieka.
Jestem mocarna świata tego pani!
Chodzę od stołu do stołu, wśród krzyku,
A ten mnie widzi, kto zmysłów nię stracił.
Czyż mi się oprzeć myślisz, niewolniku?
Czy się zuchwale ważysz na niewiarę
I obmierziwszy sobie lalki stare,