Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/281

Ta strona została przepisana.

do ciemnej izby, której czarny otwór dachowy brzeżyły cztery żółte lampki płócienne. Pod sklepieniem leżało brunatne, gładkie zwierciadło wody, wznoszące się wraz z poziomem rzeki. Teraz stało na równej wysokości z szachownicą posadzki. Pionowa mata sięgająca wody dzieliła łazienkę na dwie części.
Chciał jej rozpiąć koszulę na ramieniu, ale wywinęła się i, próbując stopą wody, szepnęła:
— Jakże często mam ci powtarzać, że odmienną jestem od reszty sióstr moich! Idź na matę i zostaw mnie samą.
Uczynił zadość jej życzeniu, a znalazłszy się za matą, zrzucił płaszcz i wszedł do wody. Na włosach miał przepleciony wstążką, mirtowy wieniec.
Wilgoć przegryzła w macie otwór na samym poziomie wody, nie większy od oka. Przeziębły obrócił się i zobaczył Ahirab stojącą po piersi w wodzie. Trzymała ramiona wzniesione nad głowę i złożyła dłonie. Zamknęła oczy i stała milcząca, jakby w myślach głosiła zaklęcie.
Podszedł kilka kroków przez rozlewającą się kręgami wodę, przytknął twarz do otworu maty i zawołał:
— Pozostaje nam może kilka jeno krótkich chwil, a trwonimy je na rzeczach obojętnych. Chodź i pocałuj mnie!
Otwarła oczy, zanurzyła ręce i uśmiechnęła się po raz pierwszy, ale ze smutkiem dziwnym.
— Usuń się, — powiedziała — bym mogła wyjść z wody, gdyż od zimna szczękają mi zęby.
— Uczyń wpierw to, o co prosiłem! Inaczej pozostanę tu, gdzie jestem! — odparł.
— Czyż nie słyszysz zgiełku i nawoływań na schodach?