Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/293

Ta strona została przepisana.

Sardanapal wszedł do namiotu śmierci, ale obrócił się raz jeszcze.
— Podaj mi swą tabliczkę woskową, z której znika wszelaki kłam! — powiedział do Hansa. — Zapiszę najistotniejszą treść i cały cel życia. Dam ci prawdę!
Wziął tabliczkę i napisał rylcem, zawieszonym na srebrnym łańcuszku, jeden jeno wyraz:
— Ja!
Potem delikatne dłonie jego oddały tabliczkę.
Zapadły osłony namiotu śmierci, a Sardanapal, uniesiony mściwym gniewem, spalił ciało swoje, co nie chciało dłużej służyć woli jego.
Zanim jeszcze zdołał Hans Alienus oderwać spojrzenie od napisu, niewidzialna dłoń wymazała go z tabliczki, ale jeno do połowy, tak że widać było dolne końce liter.
Zagasła i spadła płonąca pochodnia, co przyświecała młodości jego.
Cofnął się, przekraczając płonące pnie i stosy odzieży. Niósł przed sobą pustą tabliczkę, wpatrzony w nią, ale dostrzegł raz jeszcze nogę martwej dziewczyny.
— O, Sardanapalu! — mruknął. — Sam siebie znieść nie mogłeś. Własne, zniekształcone ciało stanowiło lukę w twej nauce o pięknie. Wszędzie indziej była prawdziwą.
Otoczyły go krzyczące kobiety, a łuna płonącego szałasu szła po nocnem niebie i całem mieście. Tuklat-Nirgal, utorowawszy sobie drogę przez wyrwaną z zawiasów bramę, pociągnął go do pustych nosz, które właśnie podniosło na ramiona kilka młodych Babilonek.