Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/296

Ta strona została przepisana.

wołał Tuklat-Nirgala i kazał mu włożyć w wór istniejące jeszcze dzbany i kosztowności.
Tuklat, mrukliwy i osępiały, miał ciągle jeszcze w rękach swe dwa miecze i dwie lance. Pokrwawione stopy obwiązał szmatami. I jego też nie pochyliły lata, oczy mu tylko błyszczały coraz bardziej ponuro z pod głęboko wciśniętego hełmu, a zawieszony na szyi skórzany woreczek dręczył go coraz to silniej, odbierając sen. Co wieczór postanawiał zbadać nazajutrz jego wnętrze, ale rano tracił odwagę, wiedząc, że ciekawość uczyniłaby go wrogiem jego pana.
Wkroczyli na roztocz łąk, gdzie beztroscy ludzie pracowali w winnicach, lub, mając sierpy na ramionach, przesyłali im pozdrowienia. Zaraz jednak uciekali przerażeni do swych osiedli, na widok długich kluczy czarnych ptaków, które, ukończywszy w Niniwie dawno ucztę, ciągnęły znowu nad głowami karawany. Bezdomni zastawali teraz wszędzie zatarasowane drzwi i witano ich kamieniami.
Pewnego dnia dotarł Hans Alienus do ciemnego gaju, otoczonego murem, poświęconego Apolinowi przez wychodźców helleńskich. Przed zamkniętą, drewnianą bramą cisnęli się ludzie. Otoczeni byli w pasie sznurami, których końce tkwiły w pierścieniu żelaznym, przymocowanym do skały, tak że nie mogli podejść dalej, niż do bramy.
— Przybywasz w sam czas, cudzoziemcze! — rzekł jeden z nich. — W gaju stoi posąg Apola, a cokół jego otacza skrętami zielony wąż o kobiecej twarzy. Jest ona wielce uwodzicielska i wabi raz po raz, wychylając się poza mur każdego wieczora, mnóstwo młodzieńców, najlepszych właśnie i najcenniej-