Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/315

Ta strona została przepisana.

dłoni. Jął oglądać wszystko w podwórzu i opowiadać swe losy.
— Wszyscy — odpowiedzieli mu — jesteśmy artystami i żyjemy na samotnej wyspie, tworząc zakon sztuki. Zwiemy się „biali bracia”, a jedyne wyznanie wiary naszej, to posągi, które tworzymy. Zostań z nami i stań się wiernym i przykładnym białym bratem.
Otoczywszy go, wesoła czereda, zawiodła Hansa do dość małej, niskiej rotundy, gdzie mu dano miskę z gliną i zawezwano, by wziął udział w pokojowej walce.
Przystał bez namysłu i do zachodu pracował wraz z innymi w podwórzu. Również dnia następnego stał pochylony nad gliną, a z pośród palców jego wyrastała ludzka postać. Odpoczywał jeno po skromnych posiłkach, złożonych z mleka i pieczeni kożlęcej, ale nie trwało to długo, gdyż zaraz zrywał jeden z najmłodszych braci koszulę z siebie i wskakiwał na ławę, by służyć za model.
Pewnego dnia, szczególnie upalnego, słońce świeciło poprzez zwoje powoju, zaś na brzegu amfory z wodą, przykucnął czarny, oswojony ibis.
Jeden z białych braci podszedł do Hansa i jął oglądać jego dzieło. Był to człek przysadkowaty, rudy, o krótkiej szyi i jasnych, dobrodusznych oczach. Podczas uczt, jak to Hans zauważył, wybierał z upodobaniem najtłuściejsze kawałki koźlęcia.
— Twój posąg — rzekł życzliwie — nie podobny jest zgoła do modelu. Wspomnij, że ten człowiek był przed kilku jeszcze latami biednym zarobnikiem. Widać to z jego niezdarnej postawy i szerokich rąk. Studjum dzieł plastyki dało ci, wiem to, cały twój pogląd na świat, zmodyfikowało go i uszlachetniło.