Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/319

Ta strona została przepisana.

szłości, dzieci wasze, przedstawiacie sobie w posągach i statuach.
— Znasz się na pochlebstwie! — jął urągać któryś ze starszych. — Wiemy atoli, że wleczesz z sobą zarazę, tkwiącą nie w ciele, lecz duszy. Przybywasz z okolic niezdrowych. Zwróć statek ku morzu! Taki już los twój, Hansie Alienusie, że żyć nie możesz tam, gdzie radbyś żyć najgoręcej.
Kilku pasterzy odepchnęło statek od brzegu. Inni zaczęli rzucać kamieniami i ostremi muszlami, drąc szerokie pasy z żagla, za który schroniły się pieśniarki.
Tuklat Nirgal spał, leżąc pod ławą na grzbiecie, i rozwarł oczy wtedy dopiero, gdy go dosięgły pociski.
Hans zasłonił oczy szerokim rękawem koszuli i objąwszy głowę Zeusa, stał oparty o maszt przedni.
— Słusznie mówicie! — powiedział. — Gdybym jedną bodaj noc spędził z wami, rozpadłoby się w proch wszystko, co mi niesiecie w darze. Omgliłbym i zmącił wasze lśniące pieśni, tak, iżby się stały niby woda przysypana popiołem. Widzę wszędy zdala soczyste owoce, gdy ich atoli dotknę, zmieniają się w kłujące osty, które wdeptuję w ziemię i sięgam po nowe. Daremna wędrówka moja po morzach. Jam pielgrzym bezdomny, Hans Alienus, własność cudza, istota przynależna zawsze do epoki innej, niż ta, u brzegów której szukam spoczynku.
Nie słysząc szmeru fal, ni wzgardliwych przezywań pasterzy, trwał Hans w bezruchu, a Hellada znikała powoli w sino purpurowej dali. Statek płynął po morzu, zdany bez ratunku na wolę burz.