Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/323

Ta strona została przepisana.

czoła pogłębia się coraz to bardziej, a niespokojne oczy rzucają coraz surowsze i groźniejsze błyski. W połowie biesiady rzucił kielich, zrażony ciepłem, korzennem winem. Tymczasem nadciągała już i jęła krążyć nad miastem jego czarna, wrzeszcząca, ponura świta. Sępy powlatywały do pałacu przez otwory okienne i fruwały ponad nakrytemi stołami. Po dwadzieścia i trzydzieści obsiadły szeregami architrawy świątyni i mury ogrodu, nie ustępując przed kijami, ni miotanemi pociskami.
Nocą jął Hans Alienus wędrować samotnie. Nagle posłyszał głosy poza zamkniętemi drzwiami i przyłożył oko do szpary, z której łyskało światło. Ujrzał pijanego Tuklata Nirgala, który zabawiał kilku niewolników, udając aktora w roli rzymskiego cezara. Pochylony był silnie wstecz, promienista korona z liści palmowych zesunęła mu się na kark, czynił ręką w powietrzu wzgardliwe, dumne gesty i powtarzał raz po raz: Plebs! Plebs!
— Tak to bywa! — rzekł Alienus Augustus głośno, nie dbając, czy posłyszą to niewolnicy. — Gdy plebejczyk udaje cezara, zadziera głowę i woła: Plebs! Plebs! Nie brak, zaiste, takich cezarów! Natomiast Piłat Poncki, patrycjusz z rodu, odprowadził swego niepozornego gościa do samych drzwi. Zaczynam teraz pojmować jego niechęć do wybitnego stanowiska, oraz pełne dostojeństwa, a nawet chytrości, pragnienie śmierci w zapomnieniu. Nie ujmuję tego myślą, lecz wyobraźnią, a to rzecz główna. Niesyta żądza sławy będzie mi kolcem w szatach śmiertelnych i cieniem nad łożem boleści. Niema, zaprawdę, męki, którejby nie słodziła myśl o sławie światowej i nie była jej sowitą nagrodą. Ale nie