Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/328

Ta strona została przepisana.

ojcu? Czyż Jowisz zmarł, porodziwszy myśl? Głowa ta nie jest mi tem, czem była w młodości. To ty, Minerwo, ojcobójczyni, skusiłaś mnie, bym patrzył twemi stalowo zimnemi oczyma na głowę rozkwitłego życia. Jak płomień pożerasz to, co ci dało życie. Szkaradny twój ptak nocny ślepy jest za dnia jasnego. Ciebie to zowią pracownicą. Tyś to naga zwabiła Teirezjasza za sobą do łaźni i oślepiła potem, tak że nie mógł widzieć radosnego życia, które szło w słońcu, korowodem popod drzwi jego, tyś sprawiła, że nie mógł tańczyć i igrać z młodzieżą. Miast tego dałaś mu wiedzę, złudne odbicie. Zwróć mi nieświadomość młodości mej, bym ją mógł nieść dumnie przed pokoleniem, żądnem baraszek. Oddaj mi godzinę, kiedy tkwiłem bez troski w gnojowisku Abu-Rasaka i grałem w perłę kamienną. W samym sobie przeżywam całą legendę rodzaju ludzkiego. Każde tętnienie pulsu było dniem. Ale nie zdołałabyś mnie nigdy pokonać, gdybym nie był dzieckiem przyszłego, dziewiętnastego stulecia.
W tym momencie, kiedy przenikliwym okrzykiem objawił swe pochodzenie, zgasła, jak było przepowiedziane, władza jego nad cieniami.
Bladość przenikła ogorzałą twarz jego, a gdy zdjął promienistą, złotą koronę i miąć ją zaczął, nabrała podobieństwa do wiązki kolczastego ostu.
Z ław widowni podniosły się okrzyki rozpaczy i klątwy, a w powietrzu ujrzano giganty zniszczenia. Podobna czarnej, gromowej chmurze, co pruje niebo sterem, zawirowała złowieszcza gromada, siejąc deszcz iskier z pochodni swych na dachy i pola. Demony nie miały ludzkiej postaci, były niby stal szare i połyskliwe i posiadały po jednem jeno, czerwonem oku,