Ale Hans Alienus nie ozwał się do nich, jeno poszedł dalej w głąb wąwozu.
Tymczasem Tuklat, któremu wyobraźnia nie dawała spokoju, jął rozpytywać swego pana o świecie naziemskim. Nie spostrzegłszy podstępu, opisywał mu Hans Alienus ulice miast i wędrował po nich w myśli, rozmawiając na rozstajach, czy po winiarniach, z dawnymi znajomymi. Opowiadał też o lasach swej ojczyzny i zatokach, gdzie zimny wiatr wzdyma szare żagle statków. Zadawał sobie pytania, czy żyje jeszcze stary ojciec, lub, czy rośnie dotąd pod domem grusza, dająca w sierpniu owoce.
Gdy tak pewnego dnia rozmawiali o tych rzeczach, po raz pierwszy usłyszeli turkot kół od strony dawno skończonej drogi, a Hans Alienus ujrzał, stanąwszy u wyjścia wąwozu, karetkę pocztową. Jeden z koni zaprzęgu upadł, a woźnica wołał o pomoc. W karetce siedział mnich, kapucyn i dwie Angielki w błękitnych kapuzach. Wszyscy troje mieli przed sobą rozwarte książki z krzyżami na czarnej okładce.
— To coś dla ciebie! — szepnął Hans Tuklat Nirgalowi i, ująwszy go silnie, niby niebezpieczne zwierzę, podprowadził do wozu pocztowego. Olbrzym asyryjski, okryty jeno lwią skórą na biodrach, odciągnął zdechłego konia w rów i zajął sam jego miejsce u dyszla. Hans Alienus przymocował oba rzemienie leje do dwu pasem jego kudłatych włosów, sam zaś usiadł obok woźnicy na koźle.
— Parskasz i tętnisz nogami jak centaur — powiedział, gdy ujechali kawał drogi — my zaś jedziemy do klasztoru, to jest do miejsca, gdzie pokój przeszłości ma swe ostatnie schronisko na ziemi. Tam cię oddam do nowicjatu, Tuklacie Nirgalu. Czeka
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/332
Ta strona została przepisana.