cię jedna tylko trudność, musisz mianowicie złożyć ślub czystości. Ale nie bój się, przyjdzie ci to łatwiej, niż sądzisz.
Na te słowa zatrzymał się Tuklat nagle, ale woźnica trzasnął tak dotkliwie batem, że skoczył jak szalony, zaklął i roześmiał się jednocześnie.
Po upływie godziny wóz wtoczył się na brukowane podwórze klasztoru, obszernego, czworobocznego budynku, otoczonego cichemi ogrodami, gdzie łyskały pomarańcze i gruchały gołębie. Gdy Tuklat posłyszał z poza opuszczonej szyby powozu głosy Angielek, popadł w taki szał, że woźnica nie mógł go utrzymać. Daremnie karcił go surowo Hans Alienus, obrócił się i przycisnął głowę do okna karety.
W tej chwili musnął kapucyn w zadumie brodę i otwarł naoścież drzwiczki, tak że widzieć można było dokładnie obie stare Angielki, w błękitnych kapuzach, z książkami w rękach.
— Czy widzisz? — spytał.
Tuklat gapił się przez chwilę w głąb powozu, potem zaś uspokojony całkiem, nie stawiając oporu, przekroczył sklepistą bramę.
— W takiem stuleciu — mruknął — mogą nawet centuary bez żalu iść do klasztoru.
Gdy złożył ślub czystości, otrzymał od mnichów habit, potem zaś ruszyli wszyscy, rozmawiając, długiemi, cichemi kurytarzami, których kręte filary z piaskowca otaczał cierniowy żywopłot. Jeden z braci zakonnych pocisnął ramieniem nadwątlone drzwi boczne i wyszli do ogrodu, gdzie postanowili zagrać w kręgle.
Hans Alienus podjął z odrazą drewnianą kulę i stanął na ścieżce usypanej piaskiem, na końcu której stały kręgle.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/333
Ta strona została przepisana.