— Przebrałem się dziś rano! — odparł Hans, a dawny gniew ukłuł go znowu w serce.
Wielki pokój o czterech oknach, największy w całym domu, otaczały półki ścienne z książkami, a na wkręconych w mury hakach mosiężnych wisiały karabiny, pistolety, noże i torby myśliwskie, rogi, trąbki, wędki, przyrządy żelazne i sieci rybackie. Przed pękiem kijów wędkowych stała nawskos tokarnia, a na osobnym postumencie widniała cała zbrojownia hebli, pił, młotków i świdrów. U góry, na jednej z półek połyskiwała długa luneta, oparta mosiężną stopą o szkatułę, zaś na dole stała baterja elektryczna, retorta, oraz długie szeregi skrzyneczek, pudełek tekturowych, garnków do farb, pęków pędzli, paczek gwoździ i motków nici żaglowych. Pośród tych różnorakich przedmiotów panował surowy porządek i widać było, że każdy z nich wracał po użyciu ściśle na swoje miejsce. W jednym kącie stał na wysokim statywie, nakryty zieloną zasłoną aparat fotograficzny, zaś po obu stronach biura oszklone szafy ze zbiorami minerałów, oraz jaj ptasich. Połyskały tu kruszce rozmaite, blenda cynkowa rzucała matowe lśnienia, naśladowały złoto zarozumiałe piryty, obok zaś leżał fosfor i obojętna, dobroduszna kreda. Wokoło wypchanego i nadwerężonego już nurka widniało mnóstwo jaj w pudełkach z łacińskiemi napisami, a na szafie siedział czarny bocian obok gniazda zrobionego z gnoju, chróstu i ziemi. Intarsja z masy perłowej, zdobiąca szafkę narożną i, po dyletancku trochę rzeźbione, kręte nogi biura były to widać twory samego właściciela. Pod jednem oknem stał fortepian, zaś na jego płycie leżała, obok worka z suszonem zielem, duża teka, pełna muzycznych kompozycyj ojca.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/376
Ta strona została przepisana.