siedemnastu synów. Jeśli atoli któryś z nich nie stawi się w chwili, kiedy ojciec dawał klaskaniem znak rozpoczynania modlitwy przedobiednej, naówczas zdolny był, w pasji, zdruzgotać w rękach talerz.
Po prawej stronie widniał w ramach, niby w otwartem oknie, jeden z synów. Podczas napoleońskiego cernowania Anglji przeżył mnóstwo dzikich przygód na Morzu Północnem, zaś za wojny fińskiej dostał rosyjskim bagnetem w ramię. Leżał z pozoru martwy i odzyskał zmysły wówczas dopiero, kiedy niepewny swej sprawy sanitarjusz jął go smagać ostem, chcąc się przekonać, czy to wywołuje oparzenie skóry. Bez końca opowiadał, wychylony z ram, swe przedziwne dzieje. Oczy świadczyły o dobrem sercu, a słuchaczom wydawało się, że całemi godzinami jadą ciasną kibitką, mogącą pomieścić zaledwo jego samego i jego trójgraniasty kapelusz.
Pod nim wisiała akwarela syna, ojca Hansa Alienusa, z lat młodych.
Było to oblicze marzyciela, o żywych, jasnych oczach, nie wiedzących zgoła, że kiedyś wiedza, smutek i wyobraźnia staną się owocem zakazanym. I on też, zanim go los zamknął w wiejskiej pustelni, skazując na badanie i objaśnianie, zwiedzał odległe kraje, a nawet przebył cały rok na małej wysepce, rzuconej na szaro zielony Bałtyk, zmuszony grzebać sam nielicznych mieszkańców, zmarłych w tym czasie.
Przez cały wieczór słuchał Hans opowiadań portretu i nie spostrzegł, że czas płynie.
Znowu poświecił mu Olson w drodze na poddasze, gdy zaś po chwili otwarł drzwi, by przełożyć do wnętrza klucz usłyszał słowa Olsona, wyrzeczone do któregoś ze służby:
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/380
Ta strona została przepisana.