Potrząsnęli dłońmi, zaś Hans długo patrzył na ojca. Starzec siadł w fotelu, położył ramiona na poręczach, oparł się głową o poduszkę i posłał smutne spojrzenie po zielonem sklepieniu ogrodu. Hans zajął krzesło obok, a szpakowate włosy nadawały teraz ogorzałej twarzy jego cechę przedwczesnej starości. Siedzieli tak dwaj starzy przyjaciele, którzy przebyli życie, zrywali jego owoce, ale nie widzieli się wzajem, i uścisnęli sobie dłonie dopiero w chwili osamotnienia.
Wiatr chwiał oknem, komnatę zalewała ciężka fala woni letnich kwiatów i wzrastających zawiewów, zaś co chwila wpadał brzękliwy trzmiel, lub wielka mucha. Owad polatywał wzdłuż ścian i mebli, uderzał głową o powałę i spadał na dywan poto, by za chwilę rozpocząć na nowo tę karkołomną ewolucję.
— Ach! — westchnął znowu ojciec. — Największa słabość moja, to umiłowanie tych wszystkich rzeczy, tej tokarni, zbioru jaj i książek. Ile razy ujrzę pióro na stole, czuję dawny popęd, by pisać i notować. Bądź tak dobry i zabierz mi z przed oczu to pióro. Proszę o to całkiem na serjo. Schowaj je do szuflady i zabierz klucz.
Hans spełnił życzenie ojca. W nocy jednak i samotności, gdy poczuł zęby ciemni, uświadomił sobie z jaskrawą dokładnością każde z ojcowskich słów. Nie przygnębiło go to i nie odebrało tężyzny umysłu. Przeciwnie odczuł, jak zawsze w godzinach męki i wewnętrznego niepokoju, żądzę czynu i pełń kipiącego wojowniczym rozmachem zdrowia duszy i ciała. Odzyskiwał, niejako, elastyczność młodości, a myśli jego drżały od podniecenia, jak w momencie szczęścia i wesela. Kupiły się w rymowane wiersze, to kryjące pod drwiącą, błazeńską czapkę ciemne strony życia, to wy-
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/409
Ta strona została przepisana.