Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Uczucie nie może poprzestać na hałaśliwej maszynerji, której koła obracają się zapomocą krwi! — odrzekł ksiądz.
Hans Alienus ciągnął z coraz większym zapałem:
— Również stół, powalany chemikaliami i spirytusowemi preparatami, nie może być ołtarzem. Jestto poprostu stół roboczy, a przedmioty na nim są równie niegodne czci, jak wodór i chlor. Człowiek może czcić jeno najwyższą doskonałość przyrody, a w niej czci ten cel ostateczny swój i cel życia, który to życie ma ziścić przez niego. Doskonałość, to piękno. Stąd rodzi się przeczucie, że końcową religią rodzaju ludzkiego będzie kult piękna.
Skrzypiąc nieustannie lewym trzewikiem i potrząsając poważnie głową, odparł ksiądz:
— Młody przyjacielu, nie żyjemy w przyszłości ni przeszłości, jeno w chwili obecnej, w zgniliźnie wieku dekadencji.
— Dlatego też — rzekł — dniem i nocą z całym wysiłkiem silnego postanowienia odrywam me życie od czasów naszych!
Tocząc tę rozmowę, wszyscy trzej przeszli zwolna kaplicę i znikli na jej progu, tętniąc obcasami po posadzce.
Posłyszane słowa i uroczystość kościelna wypełniały całą duszę Hansa Alienusa. Był w świetnym nastroju, kipiał wprost życiem. Z rozkoszą odczuwał, jak pierś mu się podnosi oddechem i jak muskuły grają za każdym krokiem składnie. Chciał wypić do dna czarę życia póki starczy młodości, to znaczy do ukończenia lat trzydziestu. Celem mu wielkim było żyć szczęśliwie. Nie chciał za nic w starczym wieku