Starzec jął opowiadać o młodości swej. Dzwony kościelne dźwięczą jeszcze po zapadnięciu rusztowania dachu, strawionego pożarem, podobnie też tej nocy ostatniej, dźwięczało w jego słowach umiłowanie życia w rozlicznych zawarte wspomnieniach. Opisywał pomarłe już osoby, przywodził wydarzenia, których nikt już nie pamiętał i których, do końca istnienia świata, żaden głos nie wyrwie z zapomnienia, ogarniającego zwolna wszystkich i wszystko. Mówił przez kilka godzin, powoli jednak słowa jego stawały się coraz to chłodniejsze i mniej żywe. Zaczął badać i roztrząsać, czemu to i owo miało taki, czy inny przebieg, a różni ludzie dokonywali tych, czy innych uczynków. Wkońcu, zapomniawszy o wszystkiem, jął objaśniać życie.
Hans Alienus trącił kubkiem o szklanny dzban, ale ojciec nie dosłyszał. Mówił teraz nie jak ojciec, lecz jak uczony, ogarniający ostatniem spojrzeniem swe wiadomości, cały dorobek wiedzy. Było mu to najbliższe. Wspomnienia życia stanowiły jeno dowody możliwości w długim łańcuchu przyczynowym.
Klucz bekasów ciągnął ponad lasem, stogi siana obległa mgła. Nie było tak jasno, jak w wygwieżdżoną noc, bo też nie zapadła jeszcze i dzień jeno zamykał oczy. Ale ojciec nie zwracał uwagi na otoczenie. Przysłoniwszy dłonią zamknięte oczy, badacz ten schodził coraz to głębiej w myśli i kwestje swoje, by je żalem pożegnać, oraz ocenić i zważyć plon, jaki mu przyniosły.
Hans chciał mu przerwać i z umysłu pobrzękiwał mosiężnym łańcuszkiem firanki, ale ojciec nie słyszał nic. Hans uczuł pot na czole swem. Czyż taką mieli wieść rozmowę ostatnią, czyż badać jeno i tłu-
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/412
Ta strona została przepisana.