Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/416

Ta strona została przepisana.

w sztywnych, skórzanych fartuchach gadali, siedząc na pryczach, zaś kobiety przędły przy wątłych lampach na warczących kołowrotkach.
— Gdzie mamy popędzić woły? — spytali go pewnego dnia.
Przez chwilę milczał zatopiony w inne myśli, potem zaś rozwarł szeroko oczy i powiedział:
— Wpędźcie je w łan pszenicy.
Kazał zburzyć wszystkie płoty, zaprzestać orki, a pola przemienił w pastwiska. Wszelka ciężka praca miała ustać, lub zostać przynajmniej ograniczoną jak najbardziej. Pozarzynano bydło rogate i zaprowadzono hodowlę owiec i świń, którym wolno było paść się nawet w dworskim parku.
— Nauczył mnie gospodarki stary Abu-Rasak w Babilonie! — mawiał Hans.
Zapadły siodłowato, ceglany dach dworu niszczał coraz to bardziej. Hans zarezerwował dla siebie parę jeno komnat, zaś reszta stała pustką, z popękanemi tapetami i okruchami gipsu u pował uwikłanemi w gęstwę pajęczyny. Gabinet ojca służył teraz za coś w rodzaju śpichrza, a osy zbudowały sobie w drewnianych ramach okien wielkie gniazda. W pokoju na poddaszu przechowywano siano, zaś z pomiędzy szczelin koślawego dachu spadła raz na kupę zboża, przeznaczonego dla parobków, wielka żmija.
Hans stał się śledziennikiem i rzadko rzucił komuś słowo. Zgromadził wkoło siebie książki ojca i one ciągnęły go coraz to głębiej w chaotyczny świat objaśnień słownych. Z latami gasła jego wyobraźnia, ongiś główna kierowniczka, w której szukał świadectwa przeciw zarzutom zewnętrznym, teraz zaś jeno puste dowody i przeciwdowody otoczyły go na