Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/424

Ta strona została przepisana.

Środki materjalne Hansa malały coraz to bardziej, tak że wkońcu starczyło ledwo na rzeczy najniezbędniejsze.
Zaczął tedy dumać, czy nie zna tu, w kraju, jakiegoś człowieka. Zrazu nie mógł sobie przypomnieć nikogo, po kilku jednak dniach wpadł mu na myśl stary Ceder, dawny jego nauczyciel, o kilka lat zaledwo odeń starszy. Uczył on przez czas jakiś języków w okolicy, a wkońcu, dostawszy mały spadek, wyruszył do stolicy. Postanowił napisać doń, ale po tygodniu ledwo zdołał skleić parę zdań poprawnych, bowiem nie pisał listu od czasu pozdrowienia, wysłanego Sardanapalowi, na glinianej tabliczce.
Zaledwo jednak wysłał list, pożałował zaraz tego kroku. Chociaż nie mógł nigdzie zaznać spokoju, przykrą mu była myśl, że utraci samotność i ktoś niemal obcy stanie na drodze jego życia. Radowało go, ile razy minął dzień bez odpowiedzi, i powziął wkońcu nadzieję, że Ceder jest w podróży, jak to czynił często.
Pewnego dnia siedział a progu domu. Krew mu wrzała, a oczy biegały trwożnie i niespokojnie. Ogarnęła go ponownie żądza wędrówki i pragnął wyruszyć, choć wiedział, że zacznie zaraz tęsknić za domem. Patrząc na dom, czuł, że jest mu droższy nad wszystko, a jednak nie mógł tu wytrzymać. Stał się obcym pod własnym dachem, nieobecnym, nawet w czasie pobytu. Musiał iść i iść dalej, bez końca, mimo bezwładnej ręki i chwiejnych nóg.
Siedząc tak, zobaczył w alei trzęsącą się bryczkę, zaprzężoną w pocztowego konia. Nie wstał, patrzył jeno bardziej niechętny, niż ciekawy, na przybysza, który jeszcze zdala będąc, usunął na bok swój tłu-