Była późna, pogodna jesień, a powietrze chłodne. Pewnego popołudnia siedział Hans, otulony w futro, na desce ogrodowej huśtawki. Obok niego stała szklanka z wodą. W otwartem napoły oknie kuchennem ukazywała się od czasu do czasu starsza kobieta, zawiadująca gospodarstwem.
Poza nim, oddzielony parkanem z desek widniał ogród z altaną, w której młode dziewczątka przysposobiały stół urodzinowy. Upinały wzdłuż obrusa szpilkami zielone listki i otaczały niemi filiżanki. Większa, brunatna filiżanka, przeznaczona widocznie dla honorowego gościa, otoczona była potrójnym wiankiem listowia. Najstarsza z dziewczynek była podlotkiem jeszcze, ale miała pełną godności minę i strój dorosłej kobiety. Wyszła na chwilę, ale wróciła zaraz spiesznie rozgorączkowana, niosąc dzbanek z kawą i talerz z pieczywem. Był też czas ostatni, gdyż tuż za nią ukazał się gość honorowy. Był to starzec bezbrody z pogodnym wyrazem twarzy. Za nim szło kilku mężczyzn różnego wieku, rozmawiając wesoło i żywo, gdyż właśnie wstali od obiadu. Jedna z dziewczynek zrobiła rozmyślnie głęboki dyg i rzekła: Życzymy dziadziowi szczęścia. Tymczasem druga nalewała kawę w brunatną filiżankę.
Hans Alienus nie widział, co się wkoło niego działo, siedział pochylony, przebywając myślami całkiem gdzieindziej.
Podniósł dopiero głowę na skrzyp drzwi domu i ujrzał wchodzącego Cedera.
Hans tak dalece nawykł do samotności, że serce mu biło gwałtownie za każdem zbliżaniem się człowieka. Najbłahsza nawet nowość ze świata zewnętrznego napawała go strachem i sprawiała coś niby ból
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/427
Ta strona została przepisana.