Niezdolen dźwignąć tego, com ukochał,
Nie będę tutaj jako starzec szlochał,
Nie weźmiesz ducha mego dziś w niewolę!
Ideał życia raczej strzaskać wolę!
———————————
Zebrawszy siły sięgnął Hans do niszy,
Zadrgała hukiem nocy cisza głucha,
Jęk gdzieś od ludzkich ozwał się komyszy,
On padł na szczątki i wyzionął ducha.
———————————
Stopą mu piersi przycisnęła Święta:
— O jakże dumną jego dusza była...
Do ostatniego tchu nieogarnięta,
Z potęgi mojej urągliwie drwiła!
Zaprawdę, niemasz człowieka na świecie
Równie śmiałego, co szarpał me siecie,
Co wbrew mi stawał, co gardził mą czarą
I żył jak wolny, sam będąc ofiarą.
———————————
Odeszła, płaszczem szczelnie otulona.
Zaraz się liści rozchyliła brona,
Nadeszli ludzie, pytając ciekawie
O imię tego, co tu legł na trawie.
To Hans Alienus! — rzekł jeden człek stary —
Dochował ślubu i dochował wiary!
Oto jest głowa onego człowieka,
Co święta swego dzisiaj właśnie czeka!
To nie potomek wygasłego rodu,
Co czerpie darmo z krynicy wyschniętej,
Te oczy martwe, jeszcze patrzą wschodu,
Te uszy jutra chwytają tętenty!
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/435
Ta strona została przepisana.