że nie mogę przyjąć zaproszenia na śniadanie, ale nie mam czasu, jestem zajęty.
— Czy idzie pan do krawca?
— To nie, ale widzi pani tu zwitek papieru a wie, że czas nasz, to epoka okularników i choć nie zamierzam zostać czemś takiem, nie pogardzam środkiem łagodzącym, jaki daje praca duchowa. Chociaż dziś nie mam zajęcia w bibljotece, udam się tam, chcąc w wolnych chwilach dla własnej przyjemności napisać filozofję pragnień życia. Zacznę ją rozprawą o przedchrześcijańskiej mistyce.
— Przedwczoraj byłeś pan pustelnikiem niedostępnym, wczoraj brałeś lekcje gry na skrzypcach, dziś jesteś pan istnym elegantem, zaś teraz chcesz pan zostać uczonym. Jeśli kiedyś popadną w spór owe, tak grzecznie nazwane okularniki, potrząsną perukami i rzekną: Chodźmy do bibljoteki i zajrzyjmy do Hansa Alen... Alienusa, albowiem jest to jedyne, pewne źródło. Zresztą wspomniałeś pan już o tem przed ośmiu tygodniami, za pierwszem spotkaniem naszem.
— Wspomniałem w istocie? Ano... pocóżbym miał spieszyć się nadmiernie z tak ważną sprawą? Zazwyczaj wolę przechadzkę po świeżem powietrzu.
— Dlatego to właśnie nie rozumiem, czemu podejmujesz pan tak uciążliwą pracę, chociaż twierdzisz, że wszystek smutek i cała melancholja pochodzą stąd, że ludzie za mało próżnują. O, jakże mnie gniewa ta cała paplanina!
Wiedział, że Betty była ongiś, w młodocianych latach wielce religijna i zaliczała się do tak zwanych „Czytelników Pisma“. Potem zmieniła pogląd i katechizm, ale powodowana tem samem trwałem pożądaniem zewnętrznych form wiary.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/45
Ta strona została skorygowana.