Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

myślił się, że najmniejsze pantofelki były własnością Giggji, zaś prozaiczne, sznurowane trzewiki własnością Betty. Almerini został jeszcze w pokoju Jasona.
Pod wpływem nagłego pomysłu wyrwał kartkę z notatnika i napisał wielkiemi literami:
— Bądź niezawodnie na jutrzejszej wycieczce!
Zmiął papier, wsunął go w pantofelek Giggji i figiel ten przywrócił mu odrazu wesoły nastrój. Słowa, które skreślił, dawały do poznania, że wycieczka będzie miała mniejsze znaczenie, niż spotkanie się ich obojga, zaś wszyscy inni uczestnicy utworzą tylko obojętny, a konieczny sztab, czy świtę.
Zauważywszy, że drzwi na schody zamknięte są wielką zasuwą, wrócił do pokoju Jasona, przeszedł obok Almeriniego, który manipulował czemś przy stole, otwarł na ścieżaj duże okno i odstawił światło na bok.
— Otwieranie przedpokoju sprawiłoby za dużo hałasu! — powiedział, siadając na desce okiennej. Za moment wyskoczył na ulicę.
Porwał się Jason, podbiegli wraz z Almerinim i wyjrzeli. Pokój leżał na pierwszem piętrze. Przy świetle księżyca zobaczyli Hansa, jak, stojąc już na ziemi, zatoczył się, jakby miał paść. Ale zaraz wykonał zwrot na nodze, odzyskał równowagę i ruszył spokojnie ulicą.
Almerini zamknął okno.
— Inny złamałby niewątpliwie goleń! — powiedział. — Ale on ma takie szczęście, że może zaryzykować. Gdyby ten dom rozpadł się w gruz, mybyśmy ponieśli śmierć, on zaś pozostałby nietknięty.
Almerini zdjął trzewiki i poszedł do sypialni, spostrzegłszy światło u żony i ją samą, siedzącą w wiel-