powozem. Pan tego osiedla piękna, którego bieżące stulecie zmienić nie zdołało, jechał w pojeździe częścią złoconym, częścią lakierowanym na czarno, który miast siedzenia posiadał stojący wolno fotel, oraz taburet. Jego Świętobliwość odziany był w jasno czerwoną, białem futrem bramowaną czapkę, oraz czerwoną, podbitą futrem pelerynę. Od czasu do czasu, gdy powóz przystawał, zwracał się z kilku słowami do siedzącego naprzeciw na taburecie dostojnika, lub też, wyglądając oknem, do oficera wysokiego rodu, który jechał konno po lewej. Historja wczorajszego zdarzenia w jednej z bocznych sal bibljoteki dopędziła już powóz, ale w tak nieprzyzwoitej formie, że dostojnik pozwolił sobie, opowiadając ją, jeno na domyślniki i omówienia. Ale przez to rzecz nabrała jeszcze potworniejszej treści.
Ojciec Święty potrząsnął głową i odmawiał wiary sprawozdawcy. Po chwili spytał, czy nie mógłby dać bliższych wyjaśnień starszy bibljotekarz, który wszedł do wiadomego pokoju.
Niestety nie mogło się to stać, albowiem bibljotekarz wyjechał zeszłego wieczoru na kilka dni, we własnych sprawach.
Chuda twarz Ojca Świętego promieniowała dalej spokojem, który przepajał uśmiech. Przypominał obraz Fiesola, wyobrażający jakiegoś świętego, malowanego jasno na złotem tle. Budzący szacunek biały włos, wymykający się z pod czapki, igrał z wiatrem, a żywe, brunatne oczy połyskały rozumem, sprytem i świadczyły, że starzec ten nietylko przez swe pochodzenie, ale też i zdolności, oraz nieskalane życie osięgnął najwyższy stopień dostojeństwa człowieczego.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/79
Ta strona została skorygowana.