U drzwi wchodowych, po lewej, widniał na prostym, brunatno pomalowanym słupie odlew gipsowy Zeusa z Otricoli. Wisząca półka zawierała proste urny gliniane, znalezione w ziemi, a na gołej podłodze, wzdłuż czterech pustych ścian, leżały rzędem setki książek grzbietami do góry. Małe drzwi boczne wiodły do kuchni, gdzie królował niepodzielnie służący jego, Giuseppe. Słońce wpadało przez okna, a wszystko razem, był to on sam, Hans Alienus, w postaci izby.
Przyległa sypialnia nie miała również dużo mebli. Pośrodku widniało łóżko, na dywanie perskim stojące, okryte aż do stropu sięgającą siatką przeciw moskitom. W kącie stał na rzeźbionym trójrogu gliniany dzban na wodę, zaś na ścianie wisiało coś, niby katolicka lampa wieczysta z rubinowego szkła, ujęta w srebro. Służyła mu za lampkę nocną.
Zaraz po wejściu zdjął kaftan, a wdział krótką koszulkę z rudego sukna. Wyłożony kołnierz związał sznurem srebrnym o wielkich pomponach, zaś na głowę wdział szpiczastą, jedwabną czapkę z czerwonym, sterczącym pomponem. Potem otwarł wszystkie okna, by mu światło padało prosto w oczy, usiadł przy stole i jął przerzucać kartki zapisków, dotyczących muzyki przedchrześcijańskiej.
Zaczął zbierać materjał dla własnej jeno przyjemności, ale poszukując źródeł, natrafiał na coraz to starsze. Każdy instrument zdawał się posiadać własne drzewo genealogiczne, tak że po paru tygodniach siedział wkopany w robotę. Nie był z tego zadowolony. Nie chciał zostać uczonym, ani dyletantem. Chciał wędrować po zielonych roztoczach życia, leniwy i zdrowy.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/85
Ta strona została przepisana.