Umaczał pióro, ale zaraz je położył i skoczył z krzesła. Nie mógł usiedzieć nigdy długo na tymsamym stołku. Mówił zawsze i czytał chodząc, a przystawał i pochylał się nad stołem tylko, mając coś zanotować. Gdy w nocy nie mógł usnąć, wstawał, chodził tam i z powrotem, a nawet podczas ubierania chodził szybko.
Odłożywszy pióro, pochodził chwilę, czytając książkę, ale niedługo postawił ją w rzędzie właściwym pod ścianą, bardziej jeszcze niż przedtem niezadowolony.
— Chwila bieżąca skusiła mnie zdradliwie do tej całej mądrości książkowej! — pomyślał. — Dałem się uwieść ciekawości i teraz nie mogę wszystkiego odsunąć poprostu na bok.
Wstał i zawołał Giuseppa. Ale głos jego miał brzmienie przykre, podniecone. Zauważył to zaraz i powtórzył wołanie tonem życzliwym, przyjacielskim, pytając, czy Giuseppe ma czas przyjść do niego na chwilę. W domu jego nie mogło paść szorstkie słowo, niezadowolenie nie śmiało zeszpecić jego rysów.
Zjawił się Giuseppe z zasmolonemi rękami. Miał białą cerę, czarne wąsy i był otyły, tak że przypominał zupełnie tenora włoskiego teatru prowincjonalnego. Ubrany w jedwabny, czarny kaftan, miał na głowie białą, szpiczastą czapkę, a więc strój oficjalny dworu Alienusów. Mimo niezaprzeczalnego przywiązania do swego ustępliwego, niemal pokornego pana, nie krępował się wcale i dumając o wczorajszej bijatyce w winiarni, stanął pośrodku pokoju, z ramionami teatralnie podniesionemi.
— Drogi Giuseppe, — rzekł Hans — bądź tak dobry i przynieś mi wieczerzę, bym mógł wyjść o za-
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/86
Ta strona została przepisana.