Rząd musiał tolerować wszystkie jego postępki. Stanowisko jego było mocne, nie potrzebował obawiać się ani Boga, ani ludzi.
Czuł strach tylko przed jedną osobą: przed żoną!
Kiedy ekonom Doroteo przestał pracować i przyłączył się do rewolucji, Guadalupa poszła za nim bez chwili wahania.
Meksykanin wszędzie zabiera ze sobą żonę, nawet na wojnę. Zarówno obrońcy rządu, jak rewolucjoniści mieli przy sobie żony, zwane „soldaderas“;
zastępowały one intendenturę, każda z nich żywiła swego „człowieka“.
Szły zwykle w awangardzie, otoczone rojami dzieciaków, niosąc pakę z ubraniem rodziny na głowie. Rabowały wszystko, pustoszyły pola, jak chmara szarańczy, a kiedy żołnierze zatrzymywali się na odpoczynek, znajdywali ogień zapalony i gotowy posiłek. Pierwszy kontakt armji nieprzyjacielskich odbywał się przez awangardy „soldaderas“. Zapominając o antagonizmach, sprzedawały sobie nadmiar produktów. Obrońca rządu nieraz przez swą połowicę dostarczał produktów żywności buntownikowi. Czasem rzecz odbywała się odwrotnie.
W ten sposób żyła Guadalupa. Odbyła nieskończoną ilość marszów pieszych lub z mężem na jednym koniu. Ale ponieważ Doroteo szybko awansował, wyniosła się ona ponad zgraję suchotniczych „soldaderas“ o cerze żółtawej, tłustych włosach i płomiennych oczach.
Stała się „kapitanową Martinez“, a wkrótce „komendantką“ i teraz jeździła truchtem obok kawalerzystów, dźwigając na głowie materacyk i inne