Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Bunt Martineza.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

manatki, składające podróżną garderobę małżonków. Doroteo, oddany małżonek, zabił oficera z partji rządu, aby podarować małżonce konia.
Kiedy został pułkownikiem, jego hojność małżeńska jeszcze bardziej wzrosła.
— Gdybym mógł ukraść auto dla „starej“!
„Stara“ była to Guadalupa, mająca wówczas lat dwadzieścia sześć, Nie trudno było posiąść samochód. Było ich dosyć w sąsiednim kraju, w Stanach Zjednoczonych, granica zaś była wolna. Miał samochód każdy z rewolucjonistów o jakiej takiej randze. Miarą znaczenia dowódcy były parki samochodowe, toczące się za nim.
Pułkownikowa odbyła wojnę w samochodzie amerykańskim. Martinez nabył go kosztem dwóch słów i jednego gestu — gestu oparcia rewolweru o pierś właściciela.
Szofer był bosonogim metysem w olbrzymim kapeluszu, z fuzją między rękami, opartemi na kierownicy. Wewnątrz znajdywała się Guadalupa z całem gospodarstwem: zwojem materaców, dwoma workami brudnej bielizny, małą służącą metyską, która siedziała u jej nóg, trzema kotami, psem na ławeczce obok pani i papugą, przechadzającą się po zwiniętej budzie, która obejmowała z tyłu ten wóz tryumfalny.
Rewolucjoniści maszerowali, przystosowując się do konieczności topograficznych; czasami linją wydłużającą się na kilometry całe; czasami zwartą masą przez równiny, wiodąc dokoła siebie drugą armję kobiet i dzieciarni. Podobnie w wiekach ubiegłych posuwały się wielkie hordy najeźdźców. Były to jakby starożytne ludy w pochodzie, wlokące za sobą sprzęty i żywe istoty.
Czasami było ich po dwadzieścia tysięcy, wszyscy konno, bez lekarstw, bez żywności. Oddawali swe