Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Lecz ten świeży adept wiedzy, obarczony zapasem nowych myśli i idei, nie mógł pozostać bierny. Musiał uwierzyć w cośkolwiek, poświęcić swój entuzjazm obronie jakiegoś ideału, przystąpić do czynu ze swym namiętnym prozelityzmem. Pociągnęła go rewolucyjna socjologja. Śmiałe książki Proudhona owładły jego umysłem. Reszty dzieła dokonało kilku bojowców, pracujących w tej samej drukarni — starych żołnierzy z czasów komuny, którzy powrócili do Paryża z wygnania i katorgi w Nouméa. Byli to nieustraszeni działacze, rozpoczynający na nowo swoją walkę z porządkiem społecznym, pełni zapału, zwiększonego jeszcze przez świadomość przecierpianego zła i pragnienie zemsty. Wraz z nimi uczęszczał Gabrjel na zebrania anarchistów, słuchał przemówień Reclusa, eks-księcia Kropatkina, i przez ich usta zapoznał się z naukami Michała Bakunina, brzmiącemi, jak ewangelja przyszłości.
Znalazł nową religję i oddał jej się całkowicie, z zapałem neofity. Lecz wrodzona słodycz charakteru i odraza do gwałtu, której się nauczył podczas trzech lat guérilla, różniła go bardzo od nowych towarzyszy. Tamci marzyli o wielkich hekatombach, o dynamitach i bombach, mając nadzieję, że społeczeństwo przerazi się i że terrorem narzuci się mu nowe idee. On — przeciwnie — wierzył w potęgę idei i w spokojną ewolucję społeczeństw. Należało tylko pracować, jak pracowali apostołowie chrześcijaństwa, mieć wiarę w przyszłość, lecz czekać spokojnie na realizację idei, spełniając zadania każdego dnia, nie troszcząc się o lata i wieki, które upłynąć muszą, zanim prace te wydadzą swój owoc.