Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/110

Ta strona została przepisana.
IV.

Każdego prawie rana, wychodząc z klasztoru wkrótce po wschodzie słońca, spotykał Gabrjel Don Antolina, przezwanego Srebrną Rózgą. Ksiądz ten był jakby wielkorządcą katedralnym, ponieważ podlegała mu cała służba świecka, wykonywująca podrzędne czynności. Na dole w katedrze czuwał on nad zakrystjanami i klerykami, aby kanonicy i beneficjarjusze nie potrzebowali się uskarżać na różne uchybenia. Na górze w Claverias zaprowadzał porządek i przestrzegał dobrych obyczajów. Z ramienia kardynała-arcybiskupa był on więc dla nich alcadem.
Don Antolin zajmował najlepsze mieszkanie w Górnym Klasztorze. W dni świąt uroczystych kroczył na czele kapituły, ubrany w kapę, niosąc w ręku laskę srebrną, tak wysoką, jak on sam. Uderzał nią rytmicznie o płyty kamienne. Podczas mszy i nieszporów krążył po kościele, przywołując do porządku dziadów kościelnych.
O ósmej wieczorem w zimie i o dziewiątej w lecie zamykał drzwi wejściowe do Górnego Klasztoru i chował klucz do kieszeni, tak iż wszyscy mieszkańcy Claverias byli izolowani od świata. Gdy ktoś zachorował, trzeba było budzić Don Antolina, aby, przekręciwszy klucz w zamku, umożliwił komunikację ze światem zewnętrznym.
Don Antolin zbliżał się już do sześćdziesiątki. Był niskiego wzrostu i bardzo szczupły. Włosy jego, zlekka siwiejące, były krótko ostrzyżone. Czoło płaskie, szerokie, zmarszczone, czworokątne ukazywało się z pod czapeczki jedwabnej, którą nosił