ręka w rękę — o tym szczególe nic oczywiście panowie kanonicy nie wiedzą. Oburzyliby się, gdyby im podczas mszy zagrano jakąś melodję Beethovena, ponieważ uważają go za autora świeckiego. Z ekstazą mistyczną słuchają natomiast urywków, które obiegły niegdyś wszystkie sceny włoskie.
„A „cantus plenus“? — zapyta pan. Dobrze się czuł w naszej katedrze i dlatego zachował się przez wieki całe. Toledo wzięło z niego wszystko najlepsze. Z foljałów naszego archiwum kościelnego wyszły liturgiczne śpiewy wszystkich kościołów Hiszpanji i Ameryki. Biedny „cantus plenus“! Tak dawno został już pogrzebany! Nikt nie przychodzi go słuchać ani podczas jutrzni, ani podczas nieszporów. Wierni nie znają liturgji, zapomnieli już o niej. Za to pociągają ich nowenny, tridunny, ćwiczenia extra-liturgiczne... Stary katolicyzm hiszpański, poważny i szlachetny, wzrosły na zdrowym gruncie, ustąpił miejsca lichej bigoterji, pragnącej podlizać się publiczności przez ładne śpiewy, śpiewane w zrozumiałymi dla niej języku. Jezuici odgadli ze zwykłym sobie sprytem, że religji trzeba nadać pewną ponętę światową, połączyć operetkę z liturgją. Oto dlaczego ich złocone kościoły, wysłane dywanami, pełne kwiatów, niby buduary, są zawsze pełne, podczas kiedy w katedrach huczy echo grobowej pustki. Nie obwieszczali uroczyście nowych reform, ale zaprowadzili je w praktyce, znosząc w śpiewie słowa łacińskie, nie przypadające do smaku tłumom, i wprowadzając na miejsce tekstów liturgicznych różne ckliwe romanse. Jest to abdykacja kościoła, przyznanie się do niemocy. Obecnie tylko „Tantum ergo“ śpiewają po łacinie: zupełnie jak w świątyni
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/154
Ta strona została przepisana.