Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/163

Ta strona została przepisana.

szła od ciebie poto, aby ją nikczemnie oszukano, aby poznać się z nędzą i hańbą. Czy istota nieszczęśliwa nie zasługuje według ciebie na większe współczucie, niż istota szczęśliwa? Pomyśl tylko, Estabanie, co było przyczyną upadku tej dziewczyny? Czegoś jej nauczył? Czyś przygotował ją, aby się umiała bronie przed niegodziwością mężczyzn? Twoja żona i ty daliście jej przykład, jak należy szanować bogactwo i urodzenie, upoważniając tego żółtodzioba do bywania w waszym domu, i z dumą przyjmując hołdy, jakie składał waszej córce. Czyż można się dziwić dziewczynie, iż, pokochawszy go, uwierzyła, że znalazła w nim uosobienie wszystkich ludzkich doskonałości? Później, kiedy przyszły nieuniknione następstwa różnic socjalnych, nie była w stanie wyrzec się swej miłości! Jest to jedna z tych natur, które buntują się przeciw tyranji przesądów i bunt swój opłacają kosztem wszelkich możliwych poniżeń. Wkońcu, zwyciężona, musiała upaść. Czyjaż w tem wina? Przedewszystkiem wasza, gdyż nie ostrzegliście jej bowiem, zaślepieni ambicją, pozwoliliście jej śnić nad brzegiem przepaści. Nieszczęśliwa zapłaciła zbyt drogo za waszą ślepotę i za swoją naiwność: stoczyła się w otchłań. Ale teraz chodzi o to, aby ją dźwignąć z upadku. I ty, przedewszystkiem ty, Estabanie, powinieneś podjąć to dzieło sprawiedliwości.
Estaban, siedząc z pochyloną głową, zaprzeczył w milczeniu.
— Bracie mój — rzekł wtedy Gabrjel z powagą w głosie — ponieważ trwasz w swym beznadziejnym uporze, pozostaje mi powiedzieć ci tylko jedno jeszcze: odchodzę od ciebie. Każdy ma swoje skrupu-